czwartek, 16 września 2010

Moda a sztuka...

W ostatnich latach granica pomiędzy modą a sztuką zdaje się zacierać. Jesteśmy świadkami przenikania różnych dziedzin działalności artystycznej człowieka, a moda jest temu procesowi bardzo przychylna, od dawna bowiem styliści pragną być włączeni w poczet artystów.
Największym przybliżeniem mody do sztuki są zapewne "awangardowe" pokazy mody, które często przypominają artystyczne performances jak Alexandra MacQueena czy Husseina Chalayana i zdają się krzyczeć: "to jest sztuka, a nie zwyczajne ubrania". Z punktu widzenia mody, ich pokazy są awangardowe, ale estetyka przekraczająca standardy jest obecna w sztuce od dawna, dlatego też estetykę mody można analizować tylko pod warunkiem, że potraktowana zostanie jako oddzielna dyscyplina artystyczna, choćby nawet najniższa.
Moda, w pewnym sensie demistyfikuje sztukę. Nie można jej wyraźnie od sztuki oddzielić. Istotnie, moda i sztuka nie są odmiennymi światami, ale nie dlatego, że moda osiągnęła ten sam poziom co sztuka, lecz - że sztuka jest poddana prawom dyktowanym przez modę. Oczywistym jest, że sztuka nie spełnia swej funkcji jedynie wtedy gdy jest "modna" ale zastępowanie "nowego" czymś jeszcze "nowszym" jest bliskie charakterystyce rozwoju sztuki współczesnej. Istotną kwestią jest cecha przemijalności mody w odniesieniu do wieczności sztuki. Podczas gdy sztuka gardzi wymiarem czasowym, od którego za wszelką cenę chce się odłączyć i przez co trwa w "dezorientacji", moda uczyniła z przemijalności swój największy atut. Mimo swej komercjalnej podatności na manipulację, moda głęboko sięga w dzieła sztuki. Za przykład mogą nam posłużyć picassowskie malowidła świetlne, które są jak gdyby przeniesienie eksperymentów haute couture, np. drapowania sukni z materiałów pospinanych szpilkami wokół ciała tylko na jeden wieczór zamiast tradycyjnego szycia.
Dzieło sztuki nie jest czymś utrwalonym i ostatecznym. Jest otwarte i podatne na zmiany i rozwój w czasie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz